Rozdział zawiera spoiler, jeśli nie czytałaś moich poprzednich blogów. Czytasz na własną odpowiedzialność.
Diana|
Rozdział 1
Carren po raz kolejny poprawiła swoje blond
włosy. Chciała jak najlepiej wypaść na spotkaniu jej rocznika z liceum. W końcu
kiedy tam chodziła była jedną z najpopularniejszych dziewczyn.
- Pospieszysz się?- zapytał Jules. Carren
chwyciła torebkę i uśmiechnęła się do niego lekko, czego on nie odwzajemnił.
Ona i Jules byli małżeństwem od paru miesięcy. Zaczęli się spotykać od kąt
odebrali dyplomy , a trochę ponad 1,5 roku później powiedzieli sobie tak. Jules
był kapitanem drużyny baseball’owej i również był jedna z gwiazd szkoły. Może
pospieszyli się ze ślubem, ale Carren nie chciała czekać. Poszli do samochodu i
pojechali do domu Cloe Acksen. Był on ogromny, prawie jak pałac i znajdował się
na obrzeżach miasta z dala od innych więc nikt nie powinien się skarżyć. Po
dwudziestu minutach zajechali pod dom, gdzie impreza powoli się rozkręcała. Złapali
się za ręce i poszli do drzwi wejściowych. Kiedy tylko przekroczyli próg, Jules
poszedł do swoich znajomych, a Carren przywitały przyjaciółki( dziewczyny z
którymi spędzała każdą wolną chwilę, ale od kąt ona poszła na studia, bo tamte uznały, że do końca życia ktoś będzie
je utrzymywał, kontakt się urwał) Najpierw przywitały ją Kiara, Nina i Ellie, a
na końcu z szerokim uśmiechem powitała ją gospodyni, sama Cloe. Carren musiała
przyznać, że z całej paczki to z nią miała najlepszy kontakt. Gdy Cloe objęła
ją na przywitanie, szepnęła jej:
- Marshall tu jest- Carren cała się napięła. Z
Marshallem zaczęła spotykać się już w gimnazjum i byli ze sobą prawie do końca
liceum. Marshall był kapitanem pływackiej drużyny, przewodniczącym szkoły oraz
bardzo inteligentnym uczniem, który podobał się chyba każdej dziewczynie. Aktualnie
studiował na uczelni w Nowym Yorku.
- Wiesz gdzie poszedł?- zapytała kiedy się od
siebie odsunęły. Cloe spojrzała się na drzwi od tarasu.
- Na zewnątrz, zabawia gości- naturalna
blondynka pokiwała głową. Skoro Marshall był na zewnątrz ona musiała pozostać w
środku. Nie chciała mieć z nim do czynienia. Nie była pewna czy dziś, kiedy
miała męża, a od ich rozstania minęły dwa lata miała wyleczone serce. – Drink?
- Drink- i ruszyły do baru, gdzie wynajęty personel
je dla nich przygotował. Siedziały i plotkowały tam jakiś czas, co chwile
witając się z kimś, aż w końcu przyszedł Jules.
- Musimy już iść- odparł.
- Co?! – krzyknęła oburzona Cloe- Czemu?-
Jules zmierzył ją typowym dla siebie, zimnym spojrzeniem.
- Mam wyjazd służbowy- oznajmił lodowato-
Idziesz?- spojrzał się na swoją żonę, a ta nie wiedziała co odpowiedzieć. Z
jednej strony bardzo chciała zostać, ale z drugiej chciała uniknąć kłótni.
- Oh- cmoknęła Cloe- Przecież widzisz jaki ten
dom jest duży. I w dodatku mam służbę. Carren zostanie tu na weekend i zadbamy
o nią, nie martw się. – Jules rozważył tą propozycję.
- No dobrze. Chodź chociaż mnie odprowadzić-
posłał jej sztuczny uśmiech, a Carren posłusznie ruszyła za nim.
- Nie gniewasz się?- zapytała z nadzieję.
Mężczyzna westchnął.
- Nie, chociaż chciałbym, żebyś wróciła ze mną
do domu- złapała go za rękę.
- Jules, tam będę siedziała i wpatrywała się w
telewizor, a tu trochę się zabawię.- wywrócił oczami, ale pocałował ją w czoło.
- Dobrze, już dobrze. Tylko nie przeholuj.
Rozumiemy się?- Carren z szerokim uśmiechem pokiwała głową i pocałowała go
mocno w usta.
- Już za tobą tęsknię.
- Ja za tobą też. Widzimy się w poniedziałek-
wsiadł do auta, pomachał jej i odjechał. Carren westchnęła i z ulgą i
skierowała się do środka. Wchodząc, ktoś jej nie zauważył przez co została
oblana piwem.
- Uważaj jak…- chciała już zrobić awanturę,
ale zobaczyła kto na nią wpadł. Marshall Harrison. Kobieta spuściła wzrok i
zaczerwieniła się- Cześć Marshall- mruknęła.
- Cześć, Carren- przywitał ją entuzjastycznie
i mocno przytulił, nie zważając na wielką plamę po napoju- Nawet nie wiesz jak
mi przykro- popatrzył na sukienkę.- Odkupię ci ją.
- Nie musisz- powiedziała, nadal nie patrząc
na niego. – Ja… Muszę iść coś z tym zrobić- zrobiła dwa kroki w stronę schodów,
a chłopak złapał ją za ramię.
- Poczekaj, nabałaganiłem to posprzątam. Idź
do łazienki i poczekaj tam na mnie. Zaraz przyjdę- on udał się do kuchni, a ona
posłusznie weszła do łazienki, która była o dziwo wolna. Usiadła na klozecie i
czekała parę minut, a on nadal nie przychodził. Już myślała, że wystawił ją do
wiatru, ale wrócił z solniczką. – Jeden ze sposobów na usunięcie plamy to
wcieranie roztworu wody z solą. Takie przypomnienie jakbyś nie uważała na
chemii- uśmiechnął się co ona odwzajemniła. Odchrząknął- Musisz mi ją dać jeśli mam to wyprać. –
zarumieniła się- Oh Ladris przecież widziałem cię nie jedne raz nagą… To znaczy
Evans, chciałem powiedzieć- poprawił się natychmiastowo- Wiem, że masz męża,
ale obiecuję, że to zostanie między nami. Zaufaj mi, okej?- pokiwała głową i z
niechęcią zdjęła sukienkę i podała mu ją. Starała sobie wmówić, ze przywidziało
jej się jak ją zlustrował wzrokiem. Ponownie usiadła na ubikacji, a on zaczął
pranie. Kiedy skończył po plamie nie było śladu, ale sukienka z materiałem coś
się stało- Przykro mi- odparł. – Myślę, że ty i Cloe macie ten sam rozmiar, a
ona się nie obrazi, że coś pożyczysz, prawda? Chodź, poszukamy ci czegoś- nie
czuła się zbytnio komfortowo chodząc ze swoim byłym chłopakiem za rękę i to
wtedy gdy miała na sobie samą bieliznę! Przecież ktoś mógł ich zauważyć. Szybko
zniknęli w garderobie i tam zaczęli poszukiwania. W końcu Marshall znalazł
ładną zieloną sukienkę. Podał ją Carren. – Będzie pasować ci do oczu-
skomentował. Carren szybko ją na siebie ubrała.
- Dzięki.
- Mam nadzieję, że się nie gniewasz- machnęła
ręką.
- To był wypadek, każdemu mogło się zdarzyć- uśmiechnął
się- No co?
- Wpadnięcie na ciebie było zaplanowane… Ale
wylanie piwa już nie- jej oczy prawie wyszły jej z orbit.
- Coś ty powiedział? – wyjąkała. Zaśmiał się
na jej reakcje- To nie jest śmieszne! Opowiedz mi!- uniósł ręce w geście
kapitulacji.
- Chciałem z tobą porozmawiać, a ty cały czas
mnie unikasz. Musiałem coś wymyślić- prychnęła.
- A dziwisz mi się? Zostawiłeś mnie w tak
brutalny sposób? Dwa dni po balu absolwentów, który myślałam, że był wspaniały
tak jak myślałam…
- Bo był! – bronił się- Po prostu ty miałaś
zacząć studia tu, w Portland University, a ja w NYC , więc nasz związek nie
miał prawa przetrwać…- roześmiała się gorzko.
- Gdybyś naprawdę mnie kochał i postanowił
walczyć bylibyśmy razem do dziś! Ale ty postawiłeś siebie przed nas. Przede
mną- odwróciła się do niego plecami, żeby nie widział jej łez.
- Nigdy nie byłaś mi obojętna, Carren. Do dziś
nie jesteś- zaszlochała- A kiedy zrozumiałem, że kocham cię ponad wszystko było
już za późno. Byłaś już Carren Evans- stanął przed nią i zmusił do patrzenia w
oczy.
- Liczysz, że go teraz zostawię?- zapytała.
Pokręcił głową.
- Nie. Po prostu chcę żebyś znała prawdę.
Tylko tyle- otarł jej łzy.
- I co teraz?- zapytała. Nachylił się i musnął
jej usta.
- Musimy w końcu skończyć, ze sobą- odparł, a
ona pokiwała głową.
- I jak to zrobimy?- objął ją, a ona zbliżyła
ich twarze tak, ze stykali się nosami.
- Mam pewien pomysł – zaczęli się namiętnie
całować, a potem udali się do sypialni na ostatnim piętrze, gdzie nikt ich nie
znalazł. Kochali się przez pół nocy. Nad ranem, kiedy Marshall się obudził,
carren już nie było.
***
- Nie, proszę nie!- wyszlochała, a on ponownie
ją uderzył. Carren tamtej nocy zaszła w ciąże, co nie umknęło uwadze Jules’a.
Nie chciał mieć dzieci i zawsze się zabezpieczał starannie.
- Harrison jest ojcem,. Prawda?!- wydarł się.
Zaszlochała. – Oderwę mu jaja jak z tobą skończę- i ponownie ją uderzył. Potem jeszcze
parę razy. Carren poczuła, że coś spływa pomiędzy jej udami. Na początku
myślała, że to mocz, ale zobaczyła krew. Załkała.
- Jules, ja ronię…- przyglądał jej się
morderczym wzrokiem- Jules, proszę, zabierz mnie do lekarza!- westchnął i
uderzył ją tak mocno, że straciła przytomność.
***
Obudziła się w łóżku szpitalnym. Stała nad nią
pani doktor.
- Dzień dobry, jak się pani czuje?- zapytała.
- Bywało lepiej- odparła Carren.
- Została pani napadnięta i brutalnie pobita- powiedziała
kobieta w razie gdyby Carren nie pamiętała. Czyli takie kłamstwo im sprzedał?
- Pani doktor, co z moim dzieckiem? – zapytała
przerażona. Doktor popatrzyła na nią z litością.
- Przykro mi, staraliśmy się, ale nic z tego-
i wyszła. Carren złapała się za brzuch i się rozpłakała. Straciła wszystko. Marshall’a,
o którym istotka miała jej przypominać, Jules’a, który za pewne właśnie się
pakował i miał wyjechać, dziecko, którego tak bardzo od dawna pragnęła i jak się
później okazało, Cloe, która musiała zakończyć znajomość jeśli chciała przeżyć.
Ale jak się potem okazało córeczka Carren cały czas w niej była, cała i zdrowa.
Carren nosiła w sobie nieoszlifowany diament, który miał zmienić losy świata na
dobre.
-----------------------
Mam nadzieję, ze podoba wam się równie co mi. W nd ostatni rozdział, komentujcie ;)
To jeden z moich ulubionych rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńDominika
Jeden z najlepszych <3
OdpowiedzUsuń