Rozdział 2
- Jeśli dobrze pójdzie za godzinę będziemy
bogaci- oznajmił Harry z szerokim uśmiechem na co Liam i Zayn również się
uśmiechnęli.
- Ja nie widzę innej opcji- powiedział pewny
siebie Malik. Liam popatrzył z lekkim powątpiewaniem na przyjaciela. Czasami
mógłby być mniej pewny siebie, bo to mogło go zgubić.
- Liam, bądź czujny i czekaj na nas. Ja i Zayn
postaramy się to zrobić szybko- cała trójka założyła kominiarki. Plan nie był
skomplikowany. Liam miał czekać w samochodzie i być gotowy w każdej chwili
odjechać jak najprędzej. Styles i Malik mieli za zdanie wejść do banku,
pogrozić, zgarnąć pieniądze i wrócić do auta. Dwójka wysiadła i ruszyła do
drzwi. Nie mieli problemu z tym, że ktoś ich zauważył. Od razu pozbawili
przytomności ochronę. Zayn chwycił jedną z kobiet i przystawił jej lufę do
czoła.- Dawać pieniądze, inaczej ona zginie!- krzyknął Harry. Wszystkie pięć
bankierek zaczęło od razu pakować pieniądze. Zayn nachylił się do uchu
dziewczyny i szepnął:
- Wybrałaś zły dzień, kochanie- dziewczyna
wzdrygnęła się co ucieszyło Malika. Strach innych sprawiał mu frajdę. Harry dał
mu znać, że ma czego potrzeba i mogą się zbierać. Z niechęcią mulat rzucił
kobietą o podłogę i ruszył z
przyjacielem w kierunku wyjścia. Wsiedli pospiesznie do vana i ruszyli.
***
Zayn szedł ulicą popijając piwo. Zapuścił się
w jedno z obskurniejszych dzielnic Portland, jednego, zimowego popołudnia.
Czemu wybrał to miejsce? Sam nie wiedział. Po prostu poczuł silną potrzebę
przyjścia tutaj, akurat teraz. Rozglądał się po obskurnych blokach i się brzydził.
Nigdy nie miał rodziców, był wychowywany przez dziwnego człowieka, a i tak żył
w o wiele lepszych warunkach. Ludzie to takie głupie istoty. Wystarczyło trochę
pomyśleć i wykazać się sprytem. On tak robił i był milionerem i jednym z
najbardziej szanowanych (jeśli oni mieli jakiś szacunek) aniołów ciemności.
Zaczepiło go parę osób, prosząc o małą sumkę na jedzenie i picie. Patrzył na
nich z pogardą i odchodził. Wiedział, że jedzenie i normalnego picia by nie
kupili. Wszystko by poszło na alkohol. Szedł dalej, dopóki coś nie przykuło
jego uwagi. A raczej ktoś. Louis Tomlinson we własnej osobie. Stał z grupką
dzieci przed sierocińcem i rozdawał mi zabawki. Pierwsze co pomyślał Mail to
to, że ma ochotę zwymiotować na tą dobroć. Ale z czasem jak stał i przyglądał
się chłopakowi pomagającemu tym malcom i uczucie przeminęło, a na jego miejsce
pojawiło się zafascynowanie. Na chwilę w jego głowie pojawiła się myśl, że
Louis byłby wspaniałym ojcem. Jednak opamiętał się i tylko pokręcił głową
zażenowany. Wyrzucił pustą już butelkę po kubła na śmieci i ruszył w przeciwnym
kierunku. Po drodze podarował jednej kobiecie sto dolarów.
***
- Wróciłem!- powiedział Zayn kiedy przekroczył
próg własnego domu. Było już ciemno na dworze, podejrzewał, że jego syn, Calum
już dawno śpi. Pomylił się w tej sprawie. Uświadomił mu to zmartwiony Louis. –
Coś się stało?- mężczyzna westchnął.
- Powinieneś iść z nim porozmawiać, Zayn.
Martwię się o niego- Zayn skinął głową na Lou i ruszył schodami na górę do
pokoju ich sześcioletniego syna.
Właściwie Calum był biologicznym dzieckiem Zayn’a i surogatki, ale ona
zrezygnowała z wychowywania młodego ( za drobną opłatą) i matczyne obowiązki przejął
Tomlinson. Malik zapukał trzy razy i rozległo się cichutkie proszę. Calum leżał
skulony na łóżku, szczelnie opatulony kołdrą. Nocna lampa dalej się paliła.
- Co jest mały?- zapytał syna i przysiadł obok
niego. Młody patrzył na niego strasznie smutny.
- Znów miałem ten sen, tatusiu- mulat
westchnął. Doskonale wiedział o który sen chodziło i ten fakt nie cieszył go.
- I Znów boisz się ciemności? – malec kiwnął
głową. Malik położył się i przytulił Calum’a. – Opowiedz mi o tym jeszcze raz.
- Byłeś zły tatusiu. Miałeś wielkie czarne
skrzydła i czarne oczy. Zabijałeś każdego człowieka. A potem zabiłeś tatę i się
cieszyłeś. Kazałeś mi również takim być bo to moje przeznaczenie – wyjąkał.
Zayn zamknął oczy.
- A wierzysz, że mógłbym się taki stać?-
pokręcił głową- No właśnie. Staram się nie krzywdzić ludzi od dawna, Cal. I do
tej pory mi to wychodzi i nie zamierzam tego zmieniać.- Calum odwrócił się
przodem do ojca.
- Zabiłeś kogoś kiedyś?- zapytał. Zayn’owi
przypomniała się desperacja matki kiedy odbierała sobie życie z jego powodu.
Miał parę dni a pamiętał to jakby to wydarzyło się dokładni wczoraj. Oprócz
niej przyszło mu na myśl jeszcze parę mniej ważnych osób oraz obłąkani, ale ich
powinno się wykańczać.
- Nie i nie zamierzam- skłamał dla dobra ich
dwójki- I mogę ci obiecać, że nigdy tego nie zrobię. A już na pewno nie zrobię
tego twojemu tacie, ani oczywiście tobie.
- Tato?
- Tak?
- Czemu mam dwóch ojców, a nie mamę i tatę jak
inni?- Malik uśmiechnął się lekko.
- A wolałbyś jakąś marudzącą babę zamiast mnie
albo taty? Pewnie gdyby tu była mama miałbyś już brata i siostrę- Calum się
skrzywił co rozbawiło Zayn’a. – No widzisz. Czy nie jest ci z nami dobrze?
- Oczywiście, ze jest. Kocham was obu- Malik
przytulił do siebie syna.
- A my kochamy ciebie. To co, idziemy spać?-
Cal pokiwał głową. Zayn odchylił się i zgasił lampkę- Dobranoc.
- Dobranoc tato- już parę minut później
młodszy smacznie spał. Zayn jeszcze przez chwilę mu się przyglądał i rozmyślał nad
swoim całym życiem. Zrozumiał, że od zakochania się w Louis’ie wszystko stało
się lepsze. A od kąt maja Calum’a świat nie mógł wydawać się piękniejszy.
-----------------------
I jak, podoba się? Nn pojawi się do piątku, proszę o komy ;p
Czytam już od dawna (właściwie to od początku) i sądzę, że fajnie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńNa początku nie mogłam nic zajarzyć, ale teraz już się trochę w tym wszystkim odnalazłam ;D
Czekam na nn, weny życzę ;3
Jejku. Jaki on jest swietny!
OdpowiedzUsuńChyba jeden z moich ulubionych.
Dominika
Te přzeskoki w czasie są super! Bardzo mi się podobał <33
OdpowiedzUsuń