niedziela, 27 września 2015

Diana|Rozdział 2





Rozdział 2
Miłość i rodzina. Te dwie wartości to najwspanialsze co w życiu spotkało Dianę Evans- Turner. Może jej początki nie należały do najłatwiejszych. Jules Evans, człowiek, którego przez osiemnaście lat uważała za ojca, okazał się tylko ojczymem, który zniszczył życie jej i jej matce. Przez pierwsze osiem lat wyniszczał ją obojętnością, a kolejne 10 niewiedzą. Po tych wszystkich latach dowiedziała się, że jej biologicznym ojcem jest Marshall Harrison. Owszem, od kąt go znała traktowała go ja ojca, ale nigdy nie sądziła, że faktycznie nim jest. Czy miała żal o te lata kłamstw do niego i matki? Miała, ale za dużo dla niej znaczyli, żeby się gniewać. Matka była jedną z najważniejszych osób. Wychowała ją na dobrą osobę, znalazła dla nich człowieka tak wspaniałego, że aż trudno było uwierzyć , że tacy ludzie jeszcze istnieją i razem wydali na świat kolejnego potomka, brata Diany, Kyle’a. Pamiętała dni w których odeszli. Matka zmarła na raka, niedługo po tym jak dowiedziała się o swojej chorobie. Ojczym i brat, jak prawie wszyscy ludzie zginęli 16 lipca w dzień jej urodzin i rozpoczęcie Apokalipsy. Przeżyła tylko garstka. Ale Bóg jest miłosierny i w nagrodę cofnął czas, dając im szansę na normalne życie bez cierpienia. Diana była mu za to niezmiernie wdzięczna. Kolejne życie miało okazać się prostsze. Mama miała się rozstać z Jules’em, Carren poznać Roger’a parę lat wcześniej, a w podobnym terminie urodzić Kyle’a, a Diana miała na nowo poznać swoich przyjaciół i stworzyć szczęśliwy związek z chłopakiem, którego kochała ponad życie. Caine Turner, jej miłość, ojciec trójki jej dzieci, Ian’a, Rosaline i Melanie.
Był jeszcze Harry, który nie był jej obojętny, ale on oddał życie dla sprawy. Liczyła, że trafił do nieba.
Kiedy wszystko miało się zmienić Tack, Dolly, Cassie, Luke, Grace, Avril, Margaret, David, Nathalie, Layla, Niall, Luke, Yai, Emily, Liam, Mike, Zayn, Louis, Calum, Bella, Ashton, Ashley, Caine, Rosaline, Melanie, Ian, Astrid i ona stali na polanie. W oczach każdego z nich lśniły łzy. To miał być dla nich równocześnie koniec jak i początek. Owszem, bali się trochę, ale Diana wiedziała, że to najlepsze wyjście ze wszystkich. Tak, więc kiedy czas cofał się, a każdy z nich powoli znikał powtarzał sobie: Wszystko będzie dobrze.
 ---------------------
Przepraszam za zepsucie rozdziału, ale napisanie go było dla mnie trudne. Epilog i podziękowania w środę, bardzo was proszę o komentarze. 

1 komentarz: